Hej
W ubiegły poniedziałek dowiedziałam się że jest wolny termin w szpitalu na wykonanie diagnostyki hormonalnej i już w środę spędzę tezy dni w szpitalu. Jak się później dowiedziałam miała bardzo dużego farta z terminem bo koleżanki z pokoju podobno czekały od stycznia na termin.
Od poniedziałku świrowałam. Bardzo się denerwowałam, nie wiedziałam jak to będzie, był to mój pierwszy pobyt w szpitalu więc jeszcze więcej nerwów.
W środę po 7 rano zgłosiłam się do rejestracji. W okienku usłyszałam, żeby czekać na ambulatorium. Trochę przerażona, że nigdzie na drzwiach nie ma napisu ambulatorium czekała, a w sumie czekaliśmy bo byłam z mężem. Po jakimś czasie wyszła Panu i wyczytała moje nazwisko. Założyła bransoletkę z numerem pesel, następnie zaprowadziła nas (grupkę kobiet) do szatni, gdzie zostawiłyśmy wierzchnie ubrania i mogliśmy się przebrać w wygodne ubranie. Potem zaprowadzono nas na oddział gdzie czekałyśmy na przyjęcie.
Mega głodne, niewyspana i zniecierpliwione czekałyśmy. Bardzo po woli szło przydzielone do pokojów. W między czasie oczywiście był obchód i wszystko się przeciągało. Pielęgniarki wolała do swojej dyżurki gdzie zakładamy kartę i mierzyły ciśnienie. Następnie zaprowadzono mnie do pokoju nr 3. Byłam pierwsza więc mogłam wybrać sobie łóżko :-)
Po zostawieniu rzeczy miałam udać się na pierwsze pobranie krwi w tym dniu. Nie wspominałam że bardzo boję się igieł więc wszystkie kucia była dla mnie nieprzyjemne. Nie mogę na to patrzeć. Po pierwszym kuciu (chyba z 5 fiolek) odesłany na do innego pokoju na wypicie glukozy do krzywej cukrowej i insulinowej. Ta informacja trochę nas dobiła bo od rana byłyśmy na czczo a tu jeszcze dwie godziny bez jedzenia i picia. A ja dopiero przed 10 wypiłam glukozę więc od 6 rano do 12 bez jedzenia :-( ale dałyśmy radę.
Czyli mamy już kolejne dwa kucia, po czym usłyszałyśmy że o 15 mamy zgłosić się po tabletkę po której kolejne pobrania krwi. Okazało się że to metaklopramid i badana będzie prolaktyna. Czyli kolejne dwa pobrania, w sumie w środę w żyłę wbijano się nam 5 razy.
W ubiegły poniedziałek dowiedziałam się że jest wolny termin w szpitalu na wykonanie diagnostyki hormonalnej i już w środę spędzę tezy dni w szpitalu. Jak się później dowiedziałam miała bardzo dużego farta z terminem bo koleżanki z pokoju podobno czekały od stycznia na termin.
Od poniedziałku świrowałam. Bardzo się denerwowałam, nie wiedziałam jak to będzie, był to mój pierwszy pobyt w szpitalu więc jeszcze więcej nerwów.
W środę po 7 rano zgłosiłam się do rejestracji. W okienku usłyszałam, żeby czekać na ambulatorium. Trochę przerażona, że nigdzie na drzwiach nie ma napisu ambulatorium czekała, a w sumie czekaliśmy bo byłam z mężem. Po jakimś czasie wyszła Panu i wyczytała moje nazwisko. Założyła bransoletkę z numerem pesel, następnie zaprowadziła nas (grupkę kobiet) do szatni, gdzie zostawiłyśmy wierzchnie ubrania i mogliśmy się przebrać w wygodne ubranie. Potem zaprowadzono nas na oddział gdzie czekałyśmy na przyjęcie.
Mega głodne, niewyspana i zniecierpliwione czekałyśmy. Bardzo po woli szło przydzielone do pokojów. W między czasie oczywiście był obchód i wszystko się przeciągało. Pielęgniarki wolała do swojej dyżurki gdzie zakładamy kartę i mierzyły ciśnienie. Następnie zaprowadzono mnie do pokoju nr 3. Byłam pierwsza więc mogłam wybrać sobie łóżko :-)
Po zostawieniu rzeczy miałam udać się na pierwsze pobranie krwi w tym dniu. Nie wspominałam że bardzo boję się igieł więc wszystkie kucia była dla mnie nieprzyjemne. Nie mogę na to patrzeć. Po pierwszym kuciu (chyba z 5 fiolek) odesłany na do innego pokoju na wypicie glukozy do krzywej cukrowej i insulinowej. Ta informacja trochę nas dobiła bo od rana byłyśmy na czczo a tu jeszcze dwie godziny bez jedzenia i picia. A ja dopiero przed 10 wypiłam glukozę więc od 6 rano do 12 bez jedzenia :-( ale dałyśmy radę.
Czyli mamy już kolejne dwa kucia, po czym usłyszałyśmy że o 15 mamy zgłosić się po tabletkę po której kolejne pobrania krwi. Okazało się że to metaklopramid i badana będzie prolaktyna. Czyli kolejne dwa pobrania, w sumie w środę w żyłę wbijano się nam 5 razy.
Ogólnie trochę się wkurzyłam na badania. Bo i krzywa i prolaktynę miałam już badane, jak się później okazało bardzo dużo rzeczy badanych w szpitalu już miałam. Wszystko przez ginekolog w kliniki która prosiła o wykonanie tych badań licząc że termin na diagnostykę będę miała na maj.
Wracając do pobytu, wszyscy pewnie chcą wiedzieć jak z jedzeniem bo o tym chodzą różne historie. Okazało się że nie było najgorsze, trochę nie doprawione ale zjadliwe. Jeden minus to brak warzywa, jedynie do obiadu były surówki.
W pokoju trafiłam na super dziewczyny, było bardzo wesoło :-) mąż przywiózł scrabble i na korytarzu grałyśmy z innymi.
W czwartek na szczęście tylko dwa razy pobierali krew. Rano przed śniadaniem i po 17. W między czasie jeszcze wykonywali usg dopochwowe. Jedna z dziewczyn z pokoju miała w środę a ja i druga w czwartek. I tutaj kolejny fart bo udało mi się, mieć usg bez studentów. Oczywiście byłam w szpitalu uniwersyteckim więc ciężko byłoby odmówić.
W piątek były wypisy. Po śniadaniu obchód i można zbieram rzeczy i do domu. A wcześniej otrzymanie i omówienie wyników z lekarka. Z moich wyników wyszła insulinooporność oraz podejrzenie zespołu policystycznych jajników. Czyli wszystko to czego się obawiałam. Otrzymała receptę na Glucophage.
Teraz z wynikami do endokrynolog i do kliniki muszę się udać.
Następna wizyta w szpitalu czeka mnie 24 kwietnia na badanie drożności jajowodów. Też mnie to przeraża bo czytałam że bywa to bardzo bolesne, ale nie przekonam się póki sama nie przejdę przez to. Podobnie było z krzywa cukrowa, a okazało się że bardo dobrze znoszę. Zobaczymy jak będzie z tym badaniem.
Podsumowując pobyt w szpitalu fajny że względu na towarzystwo, gorsza sprawa wyniki i meczenie żył ciągłymi pobraniami krwi.
Pozdrawiam Kasia